Thursday, January 25, 2018

SAWTOOTH LAKES LOOP - 2016.


ZIMOWA PRZYGODA


2016/10/10 , Parking - Boiling Lake.
   Z moim nowym partnerem  - Tomkiem, rozpoczęliśmy dzisiejszą wędrówkę (Crater Lake Trail) o 10:15. Mieliśmy do przejścia 14-15 km. Boiling Lake, to camp na dzisiejszą noc. Tomek chodzi szybko więc każdy z nas wędruje indywidualnie. Zapowiadano dobrą pogodę a tu niestety z każdą milą było coraz gorzej. W połowie drogi zaczęło kropić a z czasem deszcz przeszedł w pruszący śnieg. Czym wyżej to tym bardziej dawało się odczuć spadek temperatury. Było zimno i dmuchał silny wiatr. Doszliśmy do jeziora i ja nie byłem przekonany aby pozostać na noc. 
Dałem się przekonać i szybko rozbiliśmy namioty. Byłem zdecydowany na powrót do domu jeśli do rana pogoda się nie wyklaruje.
Temperatura nadal spadała i mocniej sypnął śnieg. Mieliśmy problemy z zagotowaniem wody (niska temperatura i wysokość). Dobrze, że mój partner miał więcej gazu.
Miałem spędzić noc w trzy sezonowym namiocie i pod śpiworem na około -9 C
(Marmot Helium 15).



















2016/10/11, Boiling Lake - Cooney Lake.
   Nie wiem jak przytrzymałem tą noc. Było zimno, było cholernie zimno. Założyłem na siebie wszystko co miałem.
Najbardziej marzły mi stopy.
Pomogły dopiero naciągnięte rękawiczki.
Powitał nas piękny, słoneczny poranek i skrzypiący pod butami śnieg.
Był problem z wodą ponieważ przez noc jezioro pokryło się lodem.
Idziemy dalej w kierunku Cub Lake. Po przejściu 1 mili skręciliśmy w lewo, w   Summit Trail a po kolejnych 2.5   ponownie left w Angeles Stair Case Trail.
Idziemy w górę przez cały czas wypatrując ścieżki, którą przysypało śniegiem. 
Przecudne widoki i kolory. Błękitne niebo, świeża biel na ziemi  i złociste drzewa. Weszliśmy na pass ~8 tysięcy stóp.
Przed nami zejście nad jezioro i kolejna, zimna noc.
Chodząc jako indywidualiści straciliśmy kontakt z sobą i z niemałym trudem odnaleźliśmy się z powrotem. Była to dla nas nauczka.
Piękny dzień. (~8 mil)


























2016/10/12, Cooney Lake - Parking.
   Nieudany powrót.
Miało być tylko 8.2 mili a było ponad 12 dla mnie i około 17 dla Tomka.
Wychodząc z camp przegapiliśmy nasz skrót w lewo i poszliśmy prosto przed siebie. Idąc bez mapy, dopiero po przejściu 5 mil zorientowaliśmy się, że idziemy w złym kierunku. Zamiast wracać liczyliśmy, że przy końcu tej trasy spotkamy kogoś, kto nas podwiezie do naszego auta. Tomek wyrwał do przodu a ja jak zwykle kontynuowałem moje tempo. Po kilku godzinach Tomek podebrał mnie swoim samochodem. 
Trasa przez cały czas prowadziła w dół. Byłem wykończony więc kiedy zobaczyłem nadjeżdżającego kolegę moja radość była przeogromna.
Dzień męcząc ale nudny, cały czas w drzewach.
W domu zajrzałem do przewodnika i tam ludzie ostrzegali przed tym co nas spotkało. Niestety mądry Polak po szkodzie.














                                             KONIEC



No comments:

Post a Comment