GR20 - HISTORIA WYJAZDU.
Szczęśliwie przeszedłem tą trasę w ciągu 16 dni. Mogłem skrócić
ale rezerwacja biletów lotniczych trzymała mnie w ryzach.
Szedłem od Calenzana do Conca czyli z północy na południe.
Mając czas robiłem wszystko co mogłem aby pozostać w tych
przepięknych górach jak najdłużej. Brałem trasy dodatkowe albo
wybierałem te trudniejsze ale bardziej widokowe.
Cała trasa jest przepiękna, bardzo trudna i zarazem niebezpieczna.
Już po pierwszym dniu wiedziałem, że żartów na niej nie będzie, że nie
będzie beztroskiego rozglądania się, że trzeba uważać na każdy krok.
Powiem szczerze - nie spodziewałem się tego, myślałem sobie -
what the heck, it is just one more hike.
Byłem bardzo mile zaskoczony bo okazało się, że ten szlak, to
rzeczywiście coś co wymaga pełnej koncentracji, coś co można już
pierwszego dnia znienawidzić albo pokochać. Należałem do tych drugich ponieważ mimo wieku nadal lubię ostrą jazdę.
Wielu - szczególnie młodych i nieprzygotowanych - rezygnowało, wielu (też młodych) zbytnio obciążonych musiało zrezygnować ze względu na kontuzje.
Wielu - szczególnie młodych i nieprzygotowanych - rezygnowało, wielu (też młodych) zbytnio obciążonych musiało zrezygnować ze względu na kontuzje.
Ja z Bożą pomocą doszedłem do końca. Nie żałuję ani jednej minuty tam spędzonej.
Mimo niesamowitego wysiłku, drożyzny, brudu i zatrucia pokarmowego było naprawdę warto.
Powiem tak - była to jedna z najtrudniejszych i najpiękniejszych tras
wielodniowych mojego życia.
DLACZEGO KORSYKA?
Niestety nie pamietam kiedy i jak wpadłem na ten pomysł. W roku 2017 planowałem wyjazd do Polski. Wiedziałem, że będę tam około dwóch miesięcy. Musiałem coś w tym czasie robić. Nie znoszę nudy, lubię ruch, lubię trekking.
Będąc emerytem mam ograniczony budżet. Szukałem taniego biletu i w koncu trafiło się kurze ziarnko - kupiłem bardzo tani bilet.
Nigdy w Polsce, ani w Europie nie chodziłem po górach. Moją przygodę z górami rozpocząłem po przybyciu do USA.
Przypomniałem sobie rozmowy z ludźmi z Europy, którzy przechodzili ją wzdłuż i wszerz. Znając moje gusta większość polecała mi Norwegię, a kilka osób wymieniło Korsykę jako plan B.
Rok wcześniej patrzyłem na europejskie szlaki i pamiętałem, że gdzieś tam czytałem o GR20. Moi znajomi upierali się na Norwegię.
Zacząłem czytać i już po kilku dniach wiedziałem, że Norwegia nie wypali ze względu na pogodę, i na kalendarz.
Muszę przyznać, że bardzo chętnie wróciłem do Korsyki, o której
myślałem wcześniej jako planie A.
W lutym powróciłem z Patagonii i zabrałem się bardzo ostro do
przygotowań. Oczywiście nie próżnowałem też wcześniej.
Rozmawiałem dużo z moim młodym kuzynem, który zrobił tą trasę
i przekonywał mnie, że dam radę, że warto ją przejść. Z ciekawością obejrzałem jego zdjęcia, które bardzo bogato komentował.
Strona - www.corsica.forhikers.com była i nadal jest kopalnią wiedzy. Przeczytałem wszystko co tam było od dechy do dechy.
Prosiłem o pomoc na forum. Czytałem blogi po angielsku i po polsku.
Wiele osób prosiłem o wskazówki i rady.
Bardzo chętnie odpowiadali mi i starali sie pomoc. Pisałem na forum i czerpałem też z niego pełną garścią.
Bardzo chętnie odpowiadali mi i starali sie pomoc. Pisałem na forum i czerpałem też z niego pełną garścią.
Książka - Paddy Dillon - GR20: Corsica, to druga waża pozycja.
Korzystałem z niej do ostatniego dnia pobytu na szlaku. Nie miałem
map, ta książka w zupełności wystarczyła.
Niestety do dnia rozpoczęcia nie byłem w stanie poradzić sobie z
zaopatrzeniem a właściwie ze znalezieniem sposobu na jego
uzupełnianie. Machnąłem w końcu ręką i pomyślałem ze strachem, że
jakoś tam będzie.
Jako tako przetrwałem ale nadal będę się starał nie improwizować.
PRZYGOTOWANIE FIZYCZNE.
Chodziłem i nadal regularnie chodzę w miejscu zamieszkania.
Mam o tyle dobrze, że mieszkam w pobliżu gór. Na przełomie stycznia
i lutego spędziłem 3 tygodnie na wędrówkach po Patagonii. Po powrocie kontynuowałem jednodniowe trasy z domu albo chodziłem po moim miasteczku.
Dwa tygodnie przed odlotem do Polski zaczalem zakładać plecak.
Pod koniec maja postanowiłem zrobić wypad w Tatry. Chodziłem tam 4 dni z obciążeniem. Muszę przyznać, że byłem zaskoczony bardzo pozytywnie pięknem tych gór i trudnością szlaków. Miałem to szczęście, że byłem tam jeszcze przed pełnią sezonu turystycznego. Po zakończeniu pobytu w Tatrach bylem gotów na Korsykę.
MOJA PRZYGODA Z GR20.
11 czerwca samolotem PLL Lot odleciałem z Warszawy do Nice.
Po około 2 godzinach miałem krótki lot do Calvi. To była niedziela
czyli, prawdziwy dzień święty. Z Calvi musiałem się dostać do
Calenzana. Jedyny środek transportu to taxi. Miałem farta, że
spotkałem 3 Francuzów, którzy podobnie jak ja następnego dnia
rozpoczynali trasę. Przejazd kosztował nas 40 euro, po 10 na łba.
Rozbiłem namiot, poznałem kolejnych wędrowców i po zjedzeniu ostatnich polskich kanapek wszedłem do śpiwora.
2017/06/12 CALENZANA - REFUGE D’ORTU DI U PIOBBU.
Distance - 12 km
Up - 1550 m
Down - 235 m
Obudziłem się przed 5:00. Jak zawsze rozpocząłem ten piękny, słoneczny dzień od moich codziennych modlitw dziękczynnych. Zjadłem śniadanie i o 6:40 rozpocząłem mój pierwszy etap.
Będąc w Tatrach brakowało mi podawanych długości odcinków,
był tylko czas. Podobnie jest i na Korsyce.
Na miejsce dotarłem o 11:40.
był tylko czas. Podobnie jest i na Korsyce.
Na miejsce dotarłem o 11:40.
Skróciłem czas podany w książce. Korzystając z dobrej pogody podziwiałem widoki okolicznych stoków, miasteczek i Morza Śródziemnego.
Szedłem z plecakiem, w którym był 6-dniowy prowiant.
Momentami szlak był trudny i prawdopodobnie jest bardzo niebezpieczny kiedy pada deszcz.
2017/06/13 REFUGE DE CAROZZU.
Distance - 8 km
Up - 750 m
Down - 1050 m
Po drugim dniu dotarło do mnie dlaczego ten trek jest uważany za
najtrudniejszy w Europie. Zrozumiałem też dlaczego nie polecają
wychodzić w złą pogodę - pewna smierć. Dzisiejszy etap można obejść łatwiejszą ścieżką, którą wielu wybrało. Jeden z Niemców, poznanych w Calenzana, dzisiaj skręcił nogę i dla niego przygoda już się zakończyła.
Nawiązałem kolejne znajomosci. Jest Szkot o imieniu - Kenny i cztery, sympatyczne pary z Australii, wszyscy wielbiciele piwska.
Z Francuzami niestety nie mogę się dogadać. Zawsze i wszędzie jest z nimi ten sam problem. Nie wiem, czy są tak tępi, leniwi, czy żyją wciąż swoją historią i śnią po nocach o minionej potędze.
Widoki nadal przepiękne, pogoda doskonała, trasa ciekawa i urozmaicona.
Zdecydowałem się zjeść obiad, który oferują na Refuge. Niestety, nie można tego nazwać obiadem, bogatym w kalorie i potrzebne przy takim wysiłku minerały. Cena 19 Euro. Oczywiście każdego dnia
uiszczam opłatę za miejsce pod namiot (6 - 8 Euro).
2017/06/14 HAUT ASCO
Distance - 6.5 km
Up - 860 m
Down- 710 m
Wyszedłem o 6:15 a na miejsce dotarłem około 9:40. Idąc dzisiaj
przestałem myśleć o zmęczeniu i odległości. Nie ma sensu.
Mam sporo wolnego czasu i z powodzeniem mógłbym łączyć odcinki
ale trzyma mnie w tym ślamazarnym tępie mój bilet powrotny.
Moi Francuzi z taxi, wychodzą około 4:00.
Większość z nich (~90%), ma potężnie obładowane plecaki a na nogach ciężkie buciory.
Mimo, że wychodzę jako jeden z ostatnich na camp docieram w ścisłej czołówce. Pomaga mi w tym mały bagaż i dobrze dobrany sprzęt.
Opłaca się, bo mogę wybrać najlepsze miejsce pod namiot.
Odcinek dzisiejszy był krótki i jak codzień pełen pięknych krajobrazów. Uwielbiam otwarte góry, nie lubię chodzić lasem, lubię widoki.
Na każdym z dotychczasowych odcinków są miejsca z łańcuchami
2017/06/15 REFUGE DE TIGHJETTU
Distance - 8 km
Up - 1250 m
Down- 900 m
Wychodząc rano z camp ustaliłem z Kenny, że jutro zawrócimy z trasy aby wejść na najwyższy szczyt Korsyki - Monte Cinto.
Z powodzeniem mogłem go zaliczyć dzisiaj ale obaj mamy extra czas
i musimy go jakoś zagospodarować. Ja nie lubię bezczynności i nie
wyobrażam sobie kilkudniowego wypoczynku na plaży. Kocham góry a morze..., no cóż muszę tolerować ponieważ żyję nad Pacyfikiem.
Pokonując dzisiejszy pasmo miałem wszystko tzn. łańcuchy, śnieg i
bardzo często to nie był hike tylko wspinaczka.
Po kilku godzinach dotarł Kenny i powiedział mi, że zaliczył po drodze
nasz jutrzejszy szczyt. Wkurzył mnie.
Dzisiejszy Refuge jest najlepiej prowadzonym ze wszystkich, na których do tej pory gościłem. Bardzo czysto i schludnie.
Dobrze schłodzone piwo. Wszędzie jest ta doskonała, o niesamowitych walorach smakowych - korsykańska Pietra.
Dobrze schłodzone piwo. Wszędzie jest ta doskonała, o niesamowitych walorach smakowych - korsykańska Pietra.
Prowadząca to miejsce rodzina robi wszystko aby zadowolić wędrowców i wynagrodzić ciężki dzień „pracy”. Obiad był bardzo smaczny połączony z entertainment w wykonaniu szefa.
Była oczywiście pasta, ale nie tak jak moja pierwsza - makaron,
polany sosem pomidorowym.
Była oczywiście pasta, ale nie tak jak moja pierwsza - makaron,
polany sosem pomidorowym.
2017/06/16 AUBERGE DE VALLONE
Powrót wczorajszą trasą na pasmo i przejście na najwyższy punkt
Korsyki Monte Cinto 2710 m. Na odcinku łączącym GR20 ze szczytem
trochę się pogubiłem.
Podobny problem mieli moi koledzy Thomas i Andre.
Kręciliśmy się w kółko około godziny ale w końcu dotarliśmy do celu.
Ta krótka trasa jak i cały GR20 to nie ścieżka, to kamienie i głazy.
Pogoda nadal piękna a widoki ze szczytu zapierały dech w piersiach.
Widziałem Haut Asco, Calvi, sporo morza oraz szczyt, na który planuję
wejść jutro - Paglia Orba. Szedłem z małym plecaczkiem bo
bagaż pozostał na Refuge. Po powrocie do bazy miałem sporo
czasu więc wdałem się w dyskusję z gospodarzem życząc mu min. wolnej Korsyki. W nagrodę poczęstował mnie wspaniałym piwem.
Z trudem dowlokłem się na mój nowy camp (bardzo blisko) gdzie zjadłem kolejny, dobry obiad.
Z trudem dowlokłem się na mój nowy camp (bardzo blisko) gdzie zjadłem kolejny, dobry obiad.
2017/06/17 HOTEL CASTEL DI VERGIO
Distance - 20 km
Up - 1500m
Down - 1500m
Dobre śniadanie i dobry start. Planowałem na dzisiejszy dzień około
10 km. Zrobiłem blisko 20. Wkurzyłem się na siebie ponieważ wyszły
nici z wejścia na Paglia Orba 2525m. Wspinałem się na granicy (mojego) ryzyka przez 30 minut ale tuż przed szczytem zawróciłem.
Przestraszyłem się, że nie będę mógł zejść.
Zszedłem do Refuge De Ciottulu Di Mori gdzie na pocieszenie wypiłem dwa piwa i ruszyłem w pieriod.
Nieudana wspinaczka wydłużyła mój dzień.
Dalszą wędrówkę musiałem kontynuować w upale.
Nie wspominam o widokach bo towarzyszą mi one każdego dnia, każdej minuty. Ostatnia część dzisiejszej trasy była
Dalszą wędrówkę musiałem kontynuować w upale.
Nie wspominam o widokach bo towarzyszą mi one każdego dnia, każdej minuty. Ostatnia część dzisiejszej trasy była
mniej interesująca ponieważ prowadziła przez teren zalesiony.
Przy hotelu jest mały sklepik, w którym kupiłem chleb, salami,
2017/06/18 REFUGE DE MANGANU
Distance - 17 km
Up - 650m
Down - 475m
Na śniadanie była końcówka chleba, salami i pomidorów z wczorejszego„obiadu”. Do tego zaparzyłem kawę.
Po źle przespanej nocy jako jeden z ostatnich opuściłem kamping.
Chodzę stałym tempem, nie robię długich przerw na odpoczynek
i najczęściej nie zdejmuję plecaka z ramion.
Jak na Korsykę, dzisiejszy odcinek jest długi ale łagodny.
2/3 trasy prowadziło w sąsiedztwie drzew.
Dogoniłem niemieckiego dziennikarza i pisarza, ktory od 29 lat
chodzi po Korsyce. Jest w niej zakochany i podziwia jej dzikość,
której tak bardzo brakuje mu w Niemczech.
W Bergeries de Vaccaghja zjedliśmy lunch oczywiście z Pietrą.
W trakcie biesiady dołączyła do nas para wędrowców z Luksemburga. Dziewczynę spotkałem już wcześniej ale dopiero jak usłyszałem,
że są z Luksemburga, to ją rozpoznałem.
W ich towarzystwie doszedłem do punktu docelowego
Nad potokiem rozbiłem namiot, wziąłem prysznic (ciepłych nie ma)
i uciąłem sobie przedobiednią drzemkę. Obiad był standartowy i drogi.
Po raz pierwszy podczas mojej wędrówki dzisiejsze popołudniowe niebo było pokryte ciemnymi chmurami.
2017/06/19 REFUGE DE PETR PIANA
Distance - 10 km
Up - 980 m
Down - 740 m
Budzę się regularnie około 4:00. Pierwszą godzinę poświęcam moim
codziennym, duchowym rozważaniom. Około 5:00 rozpoczynam zwijanie majdanu. W zależności od dnia i humoru, zajmuje mi to
(ze śniadaniem) od jednej, do dwóch godzin.
(ze śniadaniem) od jednej, do dwóch godzin.
Dzisiejsza trasa była wyśmienita. Wyszedłem o 6:20, na miejsce dotarłem o 10:40. Odcinek niebezpieczny i ciężki, miejscami śnieg.
Widoki ponownie przepiękne, pogoda dobra, bo nie pada.
Był to jeden z najpiękniejszych dni i jeden z najładniejszych odcinków.
Dzisiejszą noc spędzę na wysokości 1842 m.
Spotkałem dwie bratnie dusze maszerujące w bardzo dobrym tempie.
27 - letnia Francuzka o imieniu Eva, nauczycielka, instruktorka narciarska i podróżniczka.
Druga bratnia dusza to Giovanni, 59 letni rezydent Malty.
Super ludzie, bardzo towarzyscy i z dobrym angielskim.
Szkoda, bo poszli dalej. Eva robi trasę jako ultralight.
2017/06/20 REFUGE DE L’ONDA
Distance - 8 km
Up - 390 m
Down - 800 m
Wczoraj postanowiłem, że przed wyjściem na trasę zrobię coś extra.
Round trip, to około 6 km. Wyznaczony cel to - Monte Ritondu.
Miało być przyjemnie i łatwo (bez plecaka). Wyszedłem o 6:20 i bylem
pewny, że wrócę po trzech godzinach i wyjdę na dzisiejszy, krotki regularny etap.
Tutaj muszę dodać kilka uwag.
Mimo trudnych warunków GR20 jest szlakiem dobrze oznakowanym.
Biało czerwone znaki są co kilkanaście metrów a czasem i częściej.
Jeżeli przez kilka minut nie widać znajomych kolorów to jest oznaką
zejścia z trasy. Trzeba zawracać i szukać najbliższego oznaczenia.
Ja niestety chodzę nieuważnie i nawet na Korsyce myliłem się.
Gubiłem trasę, szybko zawracałam i do przodu.
Inaczej ma się sprawa tras alternatywnych lub prowadzących do interesujących punktów.
Dzisiaj było podobnie. Zero trwałych oznaczeń albo niewiele.
Były nieliczne kamienne kopczyki, które z czasem przestałem widzieć. Zacząłem błądzić i chodzić w kółko.
Jak na złość zostawiłem w namiocie przewodnik.
Wszedłem na 3 mniejsze górki i z jednej rozpoznałem tą moją.
Postanowiłem iść na skrót, na dziko.
Doszedłem do pionowej ściany. Po raz kolejny postanowiłem już nigdy
nie skracać ani improwizować w górach.
Sprawdziłem czas, była 10. Dałem za wygraną ale musiałem odnaleźć jakikolwiek szlak. Usłyszałem helikopter i zobaczyłem gdzie ląduje. Z wielkim trudem przedzierałem się w tamtym kierunku. W końcu dotarłem do GR20. Wróciłem na mój camp. Poranny „spacerek” zajął mi 7 godzin. Tego dnia na następnym noclegu usłyszałem, że helikopter zabrał dziewczynę z Luksemburga. Skręciła nogę w kostce. Hiking boots- nie pomogły.
Zły i już zmęczony złożyłem namiot i wybrałem krótszą alternatywną trasę (high level).
DZISIEJSZY HIKE.
DZISIEJSZY HIKE.
Jak zwykle trasa piękna i urozmaicona. Widziałem na niej mnóstwo stad pasących się kóz. Ostatni odcinek to długie zejście do Refuge.
Jest to droga trudniejsza, dla tych co lubią być wysoko i z góry podziwiać boski kunszt.
Jest to droga trudniejsza, dla tych co lubią być wysoko i z góry podziwiać boski kunszt.
Dziewczyna z Luksemburga skręciła nogę na tej łatwiejszej.
Przyszedłem jako jeden z ostatnich. Zagotowałam wodę i użyłem jeden z moich amerykańskich przysmaków.
Porozmawiałem ze znajomymi i do śpiwora. Tego wieczoru musiałem wziąć ibuprofen. Miałem nadzieję, że rankiem powróci dobre samopoczucie.
2017/06/21 VIZZAVONA
Distance - 13 km
Up - 990 m
Down - 1500 m
Niestety, rankiem kolana nadal bolały ale trzeba było iść dalej.
Wyszedłem o 7:05 wspinając się ostro w górę. Przed wyjściem
rozważałem wejście na Monte D’Oru - 2389 m.
Dzisiejsza trasa prowadzi tuż obok niego. Przeszedłem kilkuset metrów, i stwierdziłem, że nie warto się dorzynać.
Popatrzyłem sobie z boku a potem rozpocząłem długie, męczące zejście w kierunku Vizzavona.
Pierwsza część ciekawa i bogata w ładne górskie krajobrazy.
Druga, zejściowa już mniej atrakcyjna i bardziej męcząca.
Tuż przed południem dotarłem na camp w Vizzavona.
Po południu zrobiłem sobie przejażdżkę pociągiem do Corte.
W miasteczku byłem krótko bo musiałem zdążyć na pociąg powrotny.
Celem mojej podróży było uzupełnienie zaopatrzenia.
Sklep duży, dobrze zaopatrzony ale nie w to co ja preferuję.
Wróciłem na camp i usłyszałem smutną wiadomość, że mój ulubiony
2017/06/22 BERGERIES D’ E CAPANELLE
Distance - 16 km
Up - 1000 m
Down - 335 m
Po dobrej,spokojnej nocy i dobrym śniadaniu o 7:30 opuściłem camp. Do celu dotarłem około 11:45. Kolejny „niby łatwy” dzień.
Łagodne długie podejście, długie i łagodne zejście. Ostatnie 30 minut -
ostro w górę i na koniec ostro w dół.
Był to kolejny, bezdeszczowy dzień pięknej duchowej uczty.
W innych górach często pada deszcz a nawet śnieg.
Nie mogę narzekać.
Nie mogę narzekać.
Brak mi mojego filtra i tabletek do wody. Każdy etap rozpoczynam
z 3 litrami wody. Ciężkie 3 kilogramy.
2017/06/23 REFUGE DI VERDI
z 3 litrami wody. Ciężkie 3 kilogramy.
2017/06/23 REFUGE DI VERDI
Distance - 16 km
Up - 815 m
Down - 1110 m
Po raz kolejny wybrałem trasę alternatywną, trudniejszą ale bardziej interesującą. Problemem będą oznaczenia albo ich brak.
Szedłem na nosa i łut szczęścia. Starałem się nie zbłądzić.
Idąc łagodnie w górę minąłem śliczne jezioro Lac Du Bastani (2089 m), i szczyt Monte Renosu 2352 m. Na zejściu troszkę pobłądziłem,
ale cały i zdrowy dotarłem do Bergeries d’ I Pozzi.
Zatrzymałem się aby odpocząć i coś zjeść. Zjadłem bagietkę z serem,
popiłem piwem i z bólem kolan pomaszerowałem dalej.
Szło mi się ciężko. Do bólu kolan doszedł ból stóp i lewego biodra.
Dzisiejszy etap zakończyłem o 7:20 (19:20). Późno.
Spotkałem kolejnego Niemca, który GR20 robi po raz piąty.
Dzień przed rozpoczęciem wypożyczył auto i w dwóch miejscach powiesił na drzewach swoje zaopatrzenie (resupply).
2017/06/24 REFUGE D’USCIOLU
Distance - 16 km
Up - 1290 m
Down - 830 m
Zatrułem się, nie wiem czym bo zarówno ser i salami wyglądały
bardzo podejrzanie. W nocy zaczęło się od burczenia a potem kilka
wizyt w wychodku (inaczej tego nazwać nie można).
Niestety nie mam antybiotyku (nauczka na przyszłość).
Wyszedłem jako jeden z ostatnich. Będąc osłabionym planowałem tylko przejść około 4.5 km, do Refuge De Prati.
Nie podobało mi się to miejsce i wciąż była młoda godzina.
Teren kompletnie otwarty, zero drzew, zero cienia. Postanowiłem iść dalej. Miałem to szczęście, że pogoniło mnie tylko raz.
Piłem dużo wody i przestraszyłem się, że mi jej zabraknie. Uspokoiłem się po spotkaniu z ludźmi idącymi w przeciwnym kierunku. Powiedzieli mi o źródełku.
Po drodze minąłem kilka szczytów troszkę poniżej 2 tys metrów.
Gdyby nie zdrowie, byłby to jeden z piękniejszych dni na GR20.
Pogoda nadal jest ok i bez deszczu.
Zmęczony i osłabiony biegunką próbowałem usnąć.
Jest to (moim zdaniem) najgorszy Refuge na całej trasie.
Brud, smród, nędza i ubóstwo. Olbrzymie ilości much, których pełno widziałem na przygotowywanym jedzeniu, salami i serze.
Brud, smród, nędza i ubóstwo. Olbrzymie ilości much, których pełno widziałem na przygotowywanym jedzeniu, salami i serze.
2017/06/25 REFUGE D’ASINAU
Distance - 17 km
Up - 1010 m
Down - 1225 m
Nad ranem ponowna wizyta w okropnym wychodku, z którego fekalia spływały do oddalonego o 3-4 metry dołu. Dół był pełny i ten syf płynął sobie dalej. Coś okropnego, masa much i smrodu.
Przy innych Refuge są już lepsze kible a czasem są również kabiny
z zimnymi natryskami.
Wyszedłem ze strachem o 7:15. Nie wiedziałem dokąd dojdę ze względu na problemy żołądkowe.
Przed wyjściem wyrzuciłem resztę sera i salami oraz wziąłem prochy,
którymi wczoraj obdarzyli mnie znajomi Francuzi. W trakcie chodu zanotowalem poprawe mojej zdrowotnej kondycji i samopoczucia.
Po drodze minąłem zejście na Refuge De Mantalaza.
Postanowiłem iść dalej mimo burczenie w brzuchu.
Po raz n-ty szedłem szlakiem alternatywnym, kiedyś część GR20.
Po raz n-ty szedłem szlakiem alternatywnym, kiedyś część GR20.
Mówią, że odcinki na południe od Vizzavona są łatwiejsze i brzydsze.
Ja tak nie myślę. Podobała mi się cała trasa i cała jest cholernie trudna.
Do D’Asinau doszedłem o 13:30. Szło mi się lepiej niż wczoraj.
Po drodze dwa ~dwutysięczniki a przy końcu trasy Monte Alcudina 2134 m. Większość wysokich szczytów jest uwieńczona krzyżami.
Przy każdym takim miejscu szukałem prywatności aby chociaż troszkę pomedytować i podziękować Stwórcy za to jego najpiękniejsze dzieło oraz za to, że mi pozwala je podziwiać.
Camp bez drzew i „prysznica”. Mycie i drobna przepierka pod wężem. Zjadłem mój ostatni Mountain House z nadzieją na spokojną noc.
Camp bez drzew i „prysznica”. Mycie i drobna przepierka pod wężem. Zjadłem mój ostatni Mountain House z nadzieją na spokojną noc.
2017/06/26 REFUGE D’ I PALIRI
Distance - 14 km
Up - 800 m
Down - 1150m
Ponownie zdecydowałem się na alternatywę. Przejście to jest krótsze,
z lepszymi widokami, ale wymagające więcej wysiłku.
Były przepiękne widoki i miejsca, które pokonywałem przy pomocy zawieszonych łańcuchów.
Już w pobliżu wioski De Bavella spotkałem dużą ilość tzw. niedzielnych turystów. Ubolewałem nad ich głupotą bo trasa, nie należy do łatwych.
Niektórzy byli z małymi dziećmi a jedna para z dzieckiem w nosidełkach. Wielu szło w trampkach lub sandałach.
We wiosce zamówiłem piwo (tańsze niż w górach) i sącząc, oddałem się obserwacji otaczających mnie ludzi. Nie czułem się tutaj dobrze i jak najszybciej zapragnąłem wrócić w moje ukochane góry.
Po chwili pojawił się mój ulubiony Szwajcar. Postanowił z plaży powrócić na szlak. Razem przeszliśmy do restauracji na zasłużony obiad. Były trzy dania, kolejna Pietra i lody na deser. Było ok, ale musiałem iść dalej. Mój kolega zdecydował, że pójdzie ze mną. Po 2 godzinach dotarliśmy na miejsce i znów poczuliśmy głód. Zrobiliśmy wspólną kolację (chleb, sardynki w oleju i avocado). Oczywiście było też piwo bo przecież to nasze, ostatnie wspólne godziny. On zostaje i czeka na swoich partnerów a ja rano wychodzę na ostatni już odcinek.
2017/06/27 CONCA
Distance - 13 km
Up - 450 m
Down - 1500 m
Hałas w sąsiedztwie obudził mnie około 5:00. Po deszczu nie było znaku. Jakimś cudem moje przepłukane ciuchy były ... suche.
Profilaktycznie postanowiłem wyjść bez śniadania. Część moich zapasów pozostawiłem Szwajcarowi. Po czułym pożegnaniu z moim przyjacielem rozpocząłem ostatni odcinek. Po godzinie wolnego spaceru zacząłem jeść i sowicie popijać wodę. Było wszystko ok, byłem gotów na moje normalne tempo. Szło mi się bardzo fajnie. Psychicznie czułem się o wiele lepiej niż wczoraj we wiosce.
Zakończyłem etap i cały GR20 o 11:15. Płakałem ze wzruszenia i szczęścia. Płakałem bo było mi żal , że to już koniec i trzeba to cudowne miejsce już wkrótce opuścić.
Postanowiłem w Conca pozostać na noc. Rozbiłem namiot i poszedłem celebrować zakończenie mojej pierwszej, wielodniowej, europejskiej trasy. Spędziłem kilka godzin w towarzystwie ludzi z różnych zakątków Europy i świata. Niestety, nie było moich Rodaków.
Postanowiłem w Conca pozostać na noc. Rozbiłem namiot i poszedłem celebrować zakończenie mojej pierwszej, wielodniowej, europejskiej trasy. Spędziłem kilka godzin w towarzystwie ludzi z różnych zakątków Europy i świata. Niestety, nie było moich Rodaków.
KONIEC!
Kazik, gratuluję przejścia trasy, ale przede wszystkim że miałeś ochotę to wszystko opisać. Ciekawe opisy trasy i schronisk. Jeżeli moja wycieczka dojdzie do skutku to na pewno skorzystam z twoich wskazówek.
ReplyDeletePozdrawiam, i keep hiking, and blogging ;)
Dzięki Jarku. Zapraszam do Peru. Będzie dwa razy wyżej ale trasy będą łatwiejsze.
Delete