Thursday, November 1, 2018

PONOWNA WIZYTA


                                                         THE ENCHANTMENTS
                                                             (3 dni w Core Zone)

10/18/2018
   Zauroczony tym pięknym terenem marzyłem aby jak najszybciej tam powrócić. Szukałem chętnych ale udało się namówić tylko Tomka. Spakowałem się, wsiadłem do Pickupa i podjechałem do Issaquah aby zabrać kolegę. Bez problemów i na czas dojechaliśmy do Leavenworth. Jak zwykle o 7:40 rano rozpoczęło się losowanie. Na Core Zone było 6 grup. Szczęśliwie dla nas młoda dziewczyna wyciągnęła z koszyka karteczkę z moim imieniem. Wygraliśmy. Zdecydowaliśmy jeszcze w drodze, że jeśli wygramy to idziemy na dwie noce. 
   Wybraliśmy dojście z parkingu prowadzącego na Stuart/Colchuck Lake. Był jeszcze chłodny poranek kiedy po zjedzeniu kanapek i ostatnich w tym roku domowych pomidorów wyruszyliśmy ochoczo na trasę. Byłem bardziej obciążony bo jeszcze w domu przeczytałem o opadach śniegu w wyższych partiach i przymrozkach. Mialem solidniejszy plecak (ULA Circuit), wolnostojący namiot (Big Agnes), cieplejszy śpiwór (Marmot Helium 15) a na stopach buty Morrell Moab Ventilator Mid. Okazało się, że wprowadzone zmiany nie były potrzebne a już najbardziej męczyły mnie buty, w których moim stopom było gorąco. Przedobrzyłem niepotrzebnie z obuwiem, namiotem i śpiworem. 
Bez przygód i problemów doszedłem do przełęczy - Asgard Pass, mijając po drodze piękne jezioro - Colchuck Lake. Na przełęczy poczekałem na Tomka i razem wyruszyliśmy szukając miejsca na camp. Spokojnie minęliśmy kilka jezior i wybraliśmy miejsce przy jeziorze - Perfection Lake. Obok była ścieżka  prowadząca na przełęcz - Prusik Pass. Wejście na nią pozostawiliśmy sobie na następny dzień.











10/19/2018
   Noc pod bezchmurnym rozgwieżdżonym niebem minęła spokojnie. Wypoczęci i posileni śniadaniem wyruszyliśmy w kierunku przełęczy. Nie był to ciężki trek. Do pokonania kilkaset stóp pod górkę na przestrzeni 1/4 mili. Warto to zrobić bo z góry lepiej widać. Mieliśmy piękny widok na Prusik Peak, Enchantment Peak, The Temple, McClellan Peak i Little Annapurna, na którą planujemy wejście jutro. Po serii zdjęć i rozejrzeniu się wokoło postanowiliśmy spróbować podejść na Enchantment Peak - 8,520 stóp. Nie było to takie trudne. Tomek wdrapał się na sam wierzchołek a ja wycofałem się z pod samiutkiego szczytu. Zbrakło mi max 20 stóp. Proponował pomoc ale dla mnie - 64 letniego starca - było to ponad limit bezpieczeństwa.Tomek pozostał na lunch a ja ruszyłem przed siebie aby z wysokości podziwiać przepiękną okolicę, przez którą przeszedłem kilka tygodni temu. Było wspaniale. 
   Po 3 godzinach wróciliśmy na „skróty” na nasz camp. Posileni zupkami wyruszyliśmy ponownie na penetrację okolicy. Próbowaliśmy obejść nasze jezioro od strony zachodniej ale okazało się to zbyt ryzykowne. Zawróciliśmy i przeszliśmy na stronę wschodnią. Doszliśmy do pięknie położonego jeziora - Crystal Lake. Chodziliśmy prawie do zmroku, każdy swoim tempem i swoimi ścieżkami. 
   Bardzo udany dzień, wypełniony po brzegi przepiękną rzeźbą terenu z licznymi jeziorkami i jeziorami. Cud natury, prawdziwy art.
























10/20/2018
   To już nasz ostatni dzień. Szkoda bo mogłem wziąć permit na dłużej. Bez pośpiechu złożyliśmy camp i wyruszyli w drogę powrotną. Po drodze wejście na  Little Annapurna - 8458 stóp. Poszliśmy na skrót. Wejście niezbyt ciężkie. Wchodziliśmy z całym ekwipunkiem. Miejscami śnieg z ubiegłego raku a także świeży tegoroczny. Miejscami lód. Dzisiaj dotarłem na sam szczyt. Ponownie wspaniały widok na wszystkie strony świata. Pod nami przepiękne jeziora (Enchantment Lakes). Niestety przed nami było zejście ze szczytu oraz bardzo ostre i niebezpieczne zejście z przełęczy (Asgard Pass). Postanowiliśmy schodzić na skróty. Tym razem sprawdziło się popularne powiedzenie - kto drogę skraca, ten do domu nie wraca. Tomek kombinował dalej a ja zawróciłem. Umówiliśmy się na przełęczy. Nadłożyłem sporo drogi i byłem pewny, że Tomek już na mnie oczekuje. Okazało się, że to ja czekałem na niego.
Wybór nie był trafny bo na skrótach było sporo śniegu i duże stromizny.

   Dzisiejszy dzień to sobota z przepiękną słoneczną pogodą a w pobliskim Leavenworth October Festival. Na trasie setki osób wiele z nich kompletnie nie przygotowanych. Widzieliśmy młodzieńców maszerujących w takt głośnej muzyki rozbrzmiewającej z niesionego przez nich głośnika. Dla mnie to skandal, dla mnie to zgroza. Tego typu „turyści” przyczyniają się do degradacji tego przecudnego zakątka naszego stanu. Niszczą, śmiecą, załatwiają swoje fizjologiczne potrzeby gdzie popadnie i zostawiają aż ktoś to znajdzie i zakopie. Rozmawialiśmy z ranger, która też nad tym stanem ubolewała i miała z sobą łopatkę. Rozmawialiśmy o wprowadzeniu jeszcze większych regulacji. 
Niestety, jest to konieczne jeśli myślimy coś jeszcze pozostawić przyszłemu pokoleniu. 
Zdegustowany tym ostatnim dniem  postanowiłem nie wracać tam w żadnym wypadku na weekend.