Friday, January 26, 2018

OLYMPIC NATIONAL PARK - 2017.






SEVEN LAKES BASIN LOOP, 2017/09/13-16.

   Wielu wędrowców spotkanych na lokalnych trasach polecało mi w/w park na kilkudniowy trek. Korzystałem z tamtejszych gorących źródeł a  także trochę chodziłem w rejonie Hurricane Ridge. Był to zawsze pobyt jednodniowy.

We wrześniu  miałem czas ponieważ zawaliłem wyjazd na John Muir Trail i postanowiłem spróbować. Popatrzyłem na mapę, przeczytałem przewodnik oraz opinie innych wędrowców. Wybór tras jest bardzo duży. Postanowiłem rozpocząć od najbardziej znanej. Znana i lubiana ma to do siebie, że jest popularna czyli tłumnie odwiedzana. 
Nie znoszę tłumu ale chciałem to odfajkować i mieć jako takie pojęcie o chodzeniu w Olympic NP.  Uważałem, że szczyt sezonu już minął
to może nie będzie tak źle. 

Podobnie jak w Mount Rainier NP, w Olympic wymagane jest pozwolenie (permit), jeśli zamierzamy pozostać na noc(e).
Pola namiotowe mają ograniczoną pojemność i wymagana jest rezerwacja. Mój plan zakładał trzy noclegi i  koniecznie  chciałem tą oficjalną pętlę wydłużyć. 
Nie znałem warunków więc konserwatywnie wybrałem ~30 mil. Niestety nie ma map z backcountry trails i strażnicy - dla swojego spokoju - nie rekomendują takiego chodzenia. 
Od ponad roku korzystam z GAJA GPS. Opracowuję etapy tras i wprowadzam na iPhone (zazwyczaj to tylko buckup). 

10 września zadzwoniłem na Ranger Station z pytaniem - jakie są moje szanse na uzyskanie permit. Uzyskałem pozytywną odpowiedź.




 2017/09/13, OYSTER LAKE CAMP. 
   Wstałem bardzo wcześnie, wsiadłem do auta i ruszyłem na kolejny etap moich górskich przygód oraz doświadczeń.

Po dotarciu do Port Angeles zatrzymałem się po odbiór pozwolenia.  

Jak to zwykle bywa musiałem wziąć to co mieli, a nie to co ja chciałem. Trasa pozostała ta sama a zmieniły się dwa camp. Ranger zapytał - czy jestem dobry w nawigacji (trochę skłamałem)  i czy mam bear container (pojemnik) na jedzenie. Odpowiedziałem pozytywnie i dodałem, że mam w iPhone naniesioną mapę z moją trasą. Wyruszyłem w dalszą drogę. Z drogi # 101 zjechałem  na Sol Duc River Road. Dojechałem  i około południa rozpocząłem mój pierwszy dzień. 

Oryginalny loop ma tylko 17.6 mili i myślę, że łatwo da się go przejść w dwa dni.

Szedłem Sol Duc River Trail przez około 4 mile. Skręciłem w lewo,
w Appleton Pass Trail. Było to długie podejście ciągnące się przez
3.4 mili. Doszedłem do malutkiego bajorka, zwanego Oyster Lake i rozbiłem namiot. Zaczęło mocniej dmuchać.
Wyciągnąłem telefon aby sprawdzić czy jestem we właściwym miejscu i odnaleźć nie istniejącą na mapie jutrzejszą ścieżkę.

Niestety gps był pusty, mapy nie było. Trasę wytyczyłem na iPad i nie sprawdziłem czy zsynchronizował się z moim telefonem.
Pechowa 13-tka i jak tu nie być przesądnym.

Nie wiedziałem co robić. Dwie dziewczyny, które rozbiły się obok doradzały abym nie ryzykował i zawrócił. 
Miałem namiot i zapas jedzenia na trzy dni .

W głowie  jeszcze był zarys trasy, którą dwa dni temu wyznaczałem. 

Nie pamiętałem wszystkiego z detalami ale tak mniej więcej.

Postanowiłem spróbować a w razie niepowodzenia zawrócić.

Dzisiejszy odcinek niczym mnie nie zachwycił. Drzewa, drzewa, drzewa i na pierwszych  4 milach mnóstwo ludzi (~40). Na drugiej części było już ładniej i przede wszystkim mniej ludzi.













2017/09/14, CAT BASIN CAMP.

   Była to noc gorsza od tych w Patagonii. Wiało jak cholera, budziłem się co pół godziny. Bałem się, że porwie mnie razem z namiotem.

Rano miałem problem złożyć namiot i zagotować wodę na poranne kakao i granolę.
Po śniadaniu wyszedłem w nieznane ale miałem mapę (bez trasy)

 i kompas. Była ledwie widoczna ścieżka (bez oznakowań), której postanowiłem się trzymać. Po 2.5 godzinach (idąc w dół a potem ostro w górę), doszedłem do pięknie położonego, małego jeziora, którego nazwę poznałem dopiero w domu (Swimming Bear Lake). Korciło mnie aby tam pozostać a z drugiej strony, bałem się, ponieważ nie bardzo wiedziałem czy idę dobrze. Maszerowałem ścieżką i od czasu do czasu sprawdzałem kierunek na kompasie. 

Po krótkiej przerwie ruszyłem dalej. Jakaż była moja radość kiedy po kolejnych 30 minutach marszu doszedłem do High Divide Trail. Spotkałem młode panienki, które niestety nie były w stanie udzielić mi informacji na temat mojego camp.

Nie pamiętałem, czy mam iść w lewo, czy w prawo. Wybrałem w prawo i juz za chwilę miałem moje pierwsze spotkanie z misiem. Był bardzo blisko i podjadał jagody. Ryknąłem z całych sił i miś oddalił się na bezpieczną odległość. Wybrałem zły kierunek ale parłem do przodu. Doszedłem nad Heart Lake, przefiltrowałem wodę i postanowiłem wracać. Miałem dobry czas.

Już bez problemu przywędrowałem na miejsce. Przez moją pomyłkę dołożyłem sobie ~4.5 mili. Razem wyszło ~9. Nie żałowałem, byłem na pięknym camp i byłem długo sam. Tuż po zachodzie słońca przyszły jeszcze 3 inne osoby.

Znów zapowiadała się chłodna noc.


























2017/09/15, LUNCH LAKE CAMP.

   Noc chłodna ale bezwietrzna. Ludzie, z którymi spędziłem noc są bardzo sympatyczni i rozmowni. Małżeństwo z Oregonu i ich przyjaciel z Seattle. Rozmawialiśmy długo wczoraj i dzisiaj, przed moim wyjściem.

Tom i jego żona dużo chodzą min. dwukrotnie zrobili JMT. Tak jak
i ja, w Olympic są po raz pierwszy. Dali mi typy na Oregon a ja poleciłem im - North Cascade.

Na dzień dzisiejszy mam do przejścia tylko ~7.5 mili i dlatego nie spieszno mi było z wyjściem. O 10:30 założyłem plecak i ruszyłem z kopyta. Piszę z kopyta bo spaliśmy na camp, który kiedyś służył turystom konnym. 

Pierwsze ~2.5 mili szedłem po moich wczorajszych śladach a potem było już tylko ślicznie. Po mojej lewej stronie zaczynałem od widoku na Mount Carrie, Cat Peak no i przede wszystkim potężny Mount Olympus 7794 stòp. Zastanawiałem się dlaczego tak hojnie matka natura obdarzyła go lodowcami. W przeszłości byłem na wyższych górach i nie widziałem na nich śladu lodowca.

Po mojej prawej stronie było dużo fajnych jezior. Byłem przecież w okolicy Seven Lakes Basin i nad jednym z inch mam dzsiaj spać.

W związku z tym, że szedłem numerem 1 było sporo ludzi. Najdłużej rozmawiałem z małżeństwem z BC. Pytałem ich o chodzenie po Canadian Rockies i jakie są tam regulacje. Zapomnij - powiedzieli - że dostaniesz wielodniowy permit  System jest bardzo niejasny i niejawny. Oni starają się bezskutecznie od wielu lat.

Doszedłem nad Lunch Lake, rozbiłem namiot, zjadłem moją ostatnią obiadokolację marki Mountain House i rozpocząłem obchód okolicy.

Podobało mi się i być może jeszcze tutaj kiedyś powrócę. 

Spacer przerwał mi młody strażnik, który robił obchód sprawdzający.

Zapytał mnie o permit a ja nie miałem z sobą. 

Razem wróciliśmy do mojego namiotu. Ranger pracuje tylko w sezonie a po zamknięciu podróżuje po świecie.

W ubiegłym roku spędził 3 miesiące w Nepalu. Polecał  mi zrobienie Everest Base Camp. Miły, młody człowiek ale nie zaniechał sprawdzenia permitu.  Ponownie zobaczyłem trójkę z ostatniej nocy. Zeszli nad jezioro by trochę odetchnąć i napierają dalej. Życzyłem im aby dotarli przed zapadnięciem zmroku. Pojawiły się już pierwsze chmury. Mam nadzieję, że dotrę do auta przed deszczem.

































2017/09/16, PARKING I POWRÓT DO DOMU.

    Wstałem rano i po obfitym śniadaniu wyruszyłem w drogę. Według mapy miałem do przejścia około 7.5 mili. Po 30 minutach zauważyłem dużego niedźwiedzia, który ze ścieżki obżerał się jagodami. Nie reagował na moje prośby, ani wrzaski. W końcu zrobił kilka kroków
w moją stronę to ja też troszkę do tyłu. Sytuacja taka trwała około 10 minut aż do nadejścia kobiety z przeciwnej strony. Poprosiłem abyśmy razem zaczęli głośno krzyczeć.

Misio dał nogę a my zadowoleni wróciliśmy do wędrówki.

30 minut później było następne spotkanie. Tym razem matka z dorastającym misiaczkiem. Była troszkę dalej ale posuwali się w kierunku mojej ścieżki. Przyspieszyłem aby uniknąć spotkania.

Już bez dalszych przygód  dotarłem do jeziora Deer Lake. Skręciłem w prawo,w Deer Lake Trail. Skończyły się piękne widoki. Szedłem wśród drzew bardzo niebezpieczną i kamienistą ścieżką. Zatrzymałem się na  chwilkę przy wodospadzie (Sol Duc Falls), a kilkanaście minut później wsiadłem już do auta.














                                               KONIEC

No comments:

Post a Comment