Tuesday, September 1, 2020

PCT - SECTION K (Washington).

 PCT - Washington, Section K (Rainy Pass - Stevens Pass).


   Planowałem przejście tego odcinka już kilka lat temu. Myślałem aby zrobić cały stan ale chyba nigdy do tego nie dojdzie. Ten rok był wyjątkowo sprzyjający bo ze względu na epidemię strachu chodzi mało ludzi. Nie ma turystów zagranicznych. Wyjątkiem były 3 kobiety z Nowej Zelandii, jedna Kanadyjka i jedna młoda dziewczyna z Chile. Nikogo z Europy. Ta popularna na świecie długodystansówka świeci w tym roku pustkami. Tacy jak ja cieszą się bo nie ma tłumów, bo łatwo znaleźć miejsce pod namiot. Podjąłem decyzję przejścia tej sekcji by na własne oczy zobaczyć czy to prawda, że jest to najciekawszy odcinek całego PCT. Nie przeszedłem ich wiele ale do dziś zaliczam moją przygodę w Sierra Nevada do jednej z najpiękniejszych w życiu.

JMT obok Cordillera Huayhuash w Peru i Three Passes w Nepalu zaliczam do pierwszej trójki i do dziś nie wiem, która trasa zasługuje na numer jeden.

PCT jest trochę nudny i przydługi. Według mnie zbyt dużo na nim łagodności, zbyt dużo zygzaków (switchbacks). Rozumię to ponieważ trasa ma służyć również turystom konnym i takich w poprzednich latach wielu spotykałem. Są też elementy, które mnie cieszą. Przynajmniej w naszym stanie jest on prowadzony z dala od cywilizacji. Bardzo rzadko przecina drogi, bardzo rzadko widujemy wytwory tzw ludzkiej cywilizacji. Nie ma schronisk, wiosek ze sklepikami i kiosakami. Idąc jesteśmy skazani na siebie i swoje mięśnie.

Wszystko co potrzebujemy do życia musimy nieść na własnych plecach.

Musimy pokonywać długie, dzienne odcinki bo alternatywą jest bardziej obciążony zaopatrzeniem plecak. Sekcję K o długości ~125 mil (~200 km) zaplanowałem bardzo ostrożnie na 9 dni. Wyszedłem z 8-dniowym zaopatrzeniem, namiotem itd. Mój plecak z 1 litrem wody na starcie ważył około 30 funtów (13.5 kg). Po zakończeniu dotarło do mnie, że mogłem to przejść w 7 dni. True hikers przechodzą ten odcinek w 4-5 dni.






2020/08/17 (Poniedziałek).

Rainy Pass - Bridge Creek Camp.

14 mil (22.5 km), (+)2,000 stóp (610 m), (-)4,400 stóp (1,220 m).

   W piątek wieczorem wróciłem z 5-dniówki spędzonej w okolicach Glacier Peak i już w drzwiach moja szanowna małżonka zaproponowała mi podwózkę na następny trek. Tak, tym razem potrzebuję pomocy ponieważ zaczynam i kończą w różnych - oddalonych od siebie - miejscach. Tak się składa, że Iwona ma poniedziałki wolne i dlatego z Kubą postanowili mnie podwieźć na przełęcz (Rainy Pass) przy drodze stanowej nr 20. Wyjechaliśmy o 5:45. Po drodze zatrzymaliśmy się na Ranger Station aby odebrać pozwolenie na mój pierwszy nocleg, który wypada na terenie Parku Narodowego (North Cascades N.P.).

Była to zwykła formalność, który przy wirusowej panice pochłonęła ponad godzinę czasu. W końcu dojechaliśmy do początku tego odcinka by o 10:30 rozpocząć trek. Towarzyszyli mi przez pierwsze 40 minut a syn przez ten czas niósł mój ciężki plecak. Po rozstaniu już sam kontynuowałem wędrówkę.

Chyba po raz pierwszy w życiu byłem zadowolony idąc wśród drzew ponieważ było niesamowicie gorąco. Wypiłem kilka litrów wody a jeszcze więcej wypocilem. Początkowo szedłem lasem ale z czasem zaczęły pojawiać się prześwity, przez które można było popatrzeć na ciekawe górskie krajobrazy.

Na camp doszedłem o 15:15. Był już na nim młody człowiek, który idzie w odwrotnym kierunku. Później doszło kilka innych osób.























2020/08/18 (Wtorek).

Bridge Creek Camp - Swamp Creek Camp.

13 mil (21 km), (+)3,100 stóp (945 m), (-)2,400 stóp (732 m).

   Po dobrze przespanej nocy wyruszyłem dziarsko na mój drugi odcinek. Pokonywałem kolejny mile i szedłem swoim stylem i tempem. Idąc nie biorę przerw na odpoczynek. Najczęściej po dotarciu do celu ściągam plecak z ramion. Dzisiejszy dzień był nadal gorący a ja szedłem tylko w Tshirt i szortach z liner (Icebreaker), które z tyłu mają małą kieszonkę z suwakiem.

Podczas wędrówki zaczęło coś mnie tam przeszkadzać i swędzić. Niewiele myśląc ściągnąłem je poniżej bioder. Po dojściu na camp okazało się, że mam piekące obtarcia wokół całego ciała. Po przymyciu górską wodą obkleiłem się plastrami. Mimo to w nocy często budziłem się ze względu na pieczenie.

Gdzieś tak w połowie odcinka spotkałem wedrowcę idącego w przeciwnym kierunku, który powiedział mi, że w połowie sekcji wybuchł mały pożar.

Większość dnia spędziłem pośród drzew. Bogu dzięki nie ma komarów. No tak jeszcze więcej zmartwień.

Na camp doszedłem o 17:00.























2020/08/19 (Środa).

Swamp Creek Camp - Miners Creek Camp.

14 mil (22.5 km), (+)5,050 stóp (1,540 m), (-)3,350 stóp (1,020 m).

   Zmieniłem spodenki i z towarzyszącymi mi dolegliwościami szedłem przed siebie. Dziś nie było już tak gorąco a ja nadal szedłem lasem. Miejscami ścieżka była zarośnięta lub przyblokowana powalonmi przez wichury drzewami.Spotkałem dwie kobiety, z których młodsza była Kanadyjką. Powiedziała mi, że za chwilę wyjdę z lasu i będę miał moje wymarzone widoki. Według niej i jej towarzyszki sekcja K to najpiękniejszy odcinek całego PCT. 

Po wyjściu na otwarty teren zdecydowałem się na 1-godzinną przerwę. 

Widoki skończyły się po przejściu przełęczy Suiattle Pass kiedy ponownie zacząłem schodzić w las. Przejście dzisiejszego odcinka zajęło mi 6 godzin.

Około 19:00 pojawiła się samotna kobieta, która uzupełnia brakujące jej do całości PCT sekcje. Pochodzi z Nowej Zelandii ale mieszka i pracuje w US. Jest lekarzem. Obejrzała moje obtarcia i powiedziała, że będę żył. Byłem pocieszony i pełen optymizmu. Pytałem o Nową Zelandię. Polecała szczególnie wyspę południową. Dziś spotkałem sporo wędrowców bo krótki odcinek PCT jest częścią trasy prowadzącej na Image Lake. Byłem tam w ubiegłym tygodniu ale korzystałem z innej opcji.
















































2020/08/20 (Czwartek).

Miners Creek Camp - Wista Creek Camp.

14 mil (22.5 km), (+)3,600 stóp (1,097 m), (-)4,400 stóp (1,340 m).

   Obudził mnie lekki deszcz ale kiedy wyszedłem z namiotu przestało padać.

Było jednak pochmurno i w każdej chwili mogło znów zacząć kropić. Na wszelki wypadek spakowałem odpowiednio plecak - z łatwym dostępem do namiotu.

Na początku szedłem znanym mi z poprzedniego tygodnia odcinkiem tylko tym razem w dół. Szło się ok bo trasa łagodna, las i pochmurno.

Po przejściu 3-4 mil spotkałem dwoje krótkodystansowców zdążających na Image Lake. Po kolejnych 4 milach spotkałem Toma. Tom mieszka w Kalifornii i kończy rozpoczęty w ubiegłym roku PCT. Facet liczy sobie 71 lat ale na tyle nie wyglada. Na Wista camp doszedłem o 13:30. Tuż po mnie, z drugiego kierunku nadeszli ojciec z synem. Prawie przez całą dzisiejszą trasę towarzyszył mi szum górskich strumieni. Nie widziałem zbyt wiele ze względu na chmury i moje umiłowane drzewa. Wiele z nich bardzo stare i wielkie. Przez rzekę Suiattle przechodzi się po bardzo długim, solidnie zbudowanym moście dla pieszych.



















2020/08/21 (Piątek).

Wista Creek Camp - Mica Lake Camp.

14 mil (22.5 km), (+)6,750 stóp (2,057 m), (-)5,010 stóp (1,527 m).

   Nadal pochmurno. Moi towarzysze opuścili camp o 7:15. Ja wyszedłem 30 minut później. Rozpocząłem od podejścia i już po kilkudziesięciu metrach byłem przemoczony do suchej nitki. Ścieżka była zarośnięta wszelkiego rodzaju krzakami i mniejszą roślinnością . W końcu przedarłem się przez to dziadostwo i moim oczom ukazały się wspaniałe widoki. Niestety nie mogłem się dłużej zatrzymać bo przede mną kolejne wyzwania dzisiejszego dnia. Przeszedłem przez ten przepiękny teren i zacząłem schodzenie. Spotkałem młodego człowieka idącego w przeciwnym kierunku, który ostrzegł mnie przed tym co mnie czeka.

Stan techniczny trasy wprost tragiczny. Bardzo wysokie zarośla, kamienie, korzenie, wąska i często niewidoczna, pochyła ścieżka. Gnijące rośliny stwarzają zagrożenie upadku. W pewnym momencie leciałem na pysk na kupę kamieni. Byłem pewny, że nie wyjdę z tego cało. Schodziłem nucąc sobie na jakąś melodię słowa modlitwy do Anioła Stróża. Wyszedłem z tego groźnie wyglądającego upadku bez zadraśnięcia. Kontynuowałem ostrożnie dalej. Jeszcze przed osiągnięciem dna doliny zacząłem kolejne tego dnia podejście.

Przez kolejną milę trasa nadal była fatalna ale w końcu zaczęło być lepiej.

Niestety zaczął kropić deszcz. Mimo to postanowiłem nie zatrzymywać się i iść dalej niż zaplanowałem. Byłem już zmęczony przebywaniem w lesie. Chciałem wyjść powyżej linii drzew. Kiedy doszedłem do jeziora deszcz się wzmógł. Otaczały mnie chmury i widoczność była bardzo zła. Bacznie rozglądałem się za miejscem pod namiot. Nie mogłem się zdecydować. Do podjęcia decyzji zmusiła mnie ulewa. Byłem wysoko, mokry od potu i deszczu w szortach i tshirt. Szybko rozbiłem namiot i schowałem się do środka. Przebrałem się, opatuliłem śpiworem i czekałem na dalszy rozwój wydarzeń.

Około 17:00 przestało padać i mogłem powrócić do rutyny. Nadal byłem w chmurach ale czułem, że musi być tutaj ładnie.
















































2020/08/22 (Sobota).

Mica Lake Camp - 45 Minut od przełęczy (Red Pass).

13.5 mili (21.7 km), (+)4,830 stóp (1,472 m), (-)5,240 stóp (1,597 m).

   Ostatniej nocy najadłem się sporo strachu. Około 21:00 obudziła mnie ulewa. Padało mniej lub więcej przez całą noc. Od 3:00 już nie spałem. Rozmyślałem co robić dalej. Postanowiłem, że będę czekał w namiocie na poprawę pogody maksymalnie do godziny 10:00 i wyruszę dalej. Tym razem nie byłem przygotowany na deszczową pogodę. Miałem w plecaku lekką, przeciwdeszczową kurtkę, która po godzinie ulewy przestanie spełniać swoją rolę. Wlasciwie w moim przypadku to i tak nie jest ważne bo ja i tak (pocąc się bardzo obficie) zawsze jestem mokry. Nie mogłem pozwolić sobie na dzień przerwy i bezczynne leżenie w namiocie ponieważ nie miałem wystarczająco jedzenia. Moja obsesja na punkcie wagi plecaka czasem obraca się przeciwko mnie. Nie miałem więc wyboru i musiałem  iść dalej. 

Bogu dzięki około 8:00 przestało padać. Od czasu do czasu spoza chmur można było zobaczyć słońce. Zjadłem późne śniadanie i ochoczo rozpocząłem krótkie podejście na przełęcz (Fire Creek Pass). Podejście jak i krótki odcinek zejścia prowadziły otwartym terenem. Później wróciłem do normalności, czyli drzewa, krzaki, i wszelkie inne badziewie. Bardzo szybko byłem dokładnie przemoczony aż powyżej pasa. (Prawie całą noc lało). Kiedy zacząłem iść w miarę płaskim terenem okazało się, że po deszczowej nocy jest on obficie podmokły. Przestałem zwracać uwagę gdzie stawiam stopy ponieważ już od rana miałem i tak w butach mokro. Postanowiłem iść dalej niż zakładał mój oryginalny plan. Dołożyłem do niego około 4 mil i w końcu wyszedłem na otwarty teren. Zapomniałem o wszystkich kłopotach. Milem słońce, przepiękny górski krajobraz i mały strumień górski z lodowatą, czystą wodą. Żegnałem dzień dziękując Stwórcy za jego łaskawość.


















































2020/08/23 (Niedziela).

~ Red Pass - Lake Sally Ann.

12.5 mili (20.1 km), (+)3,860 feet (1,177 m), (-)3,410 feet (1,039 m).

   Bardzo krótki dzień. Trek rozpocząłem o 8:00 a nad jeziorem pojawiłem się o 12:30. Dzień Pański (niedziela) okazał się najpiękniejszym ze wszystkich dotychczasowych. Już po opuszczeniu camp podchodziłem na przełęcz otwartym terenem mając przed sobą dzieło Stwórcy. Tak było przez cały czas mojej dzisiejszej wędrówki. Pasma górskie, szczyty, doliny, rzeki i strumienie. Piękne górskie łąki, kwiaty i ich zapachy. To wszystko towarzyszyło mi do końca dnia. Jako prosty człowiek, nie jestem w stanie opisać swoich doznań gdyż nie dysponuję odpowiednim zapasem słów. To była prawdziwa niedziela, to był dzień święty. Dzięki Ci Boże! Był to pierwszy dzień podczas tej wędrówki, który dał mi to co kocham. Dal mi góry.

Kiedy pojawiłem się nad jeziorem stał tylko jeden namiot. Miałem więc duży wybór i czas aby doprowadzić się do porządku. Dopiero około 16:00 zaczęli przychodzić inni. Ostatni (true hikers - długodystansowcy) dochodzili po zachodzie słońca. Jezioro leżące na wysokości ~5,500 stóp (1,680 m) od strony południowozachodniej osłonięte jest górkami. Pozostałe kierunki są otwarte na pasma, doliny i szczyty. Mimo słonecznej pogody było chłodno.

Większość z nas skorzystała z nadarzającej się okazji zażywając kąpieli lub robiąc  przepierkę. Poznałem kolejną, bardzo miłą osobę z Wenatchee. Tym razem jest to kobieta idąca w przeciwnym kierunku. Zwróciłem na nią uwagę ponieważ zachowywała się podobnie do mnie. Będąc na trasie dopiero drugi dzień myła się  dokładnie i robiła poważną przepierkę. Była dobrze przygotowana logistycznie. Uprzedziła mnie, że na pozostałej części jest problem z źródłami wody.





























































2020/08/24 (Poniedziałek).

Lake Sally Ann - Lake Janus.

19 mil (30.6 km), (+)4,850 stóp (1,478 m), (-)6,150 stóp (1,875 m).

   Według planu to jutro miał być najdłuższy odcinek z najlżejszym plecakiem. Szło mi się tak dobrze, że postanowiłem przekroczyć ten plan. Nie spiesząc się wyszedłem o 8:20 a nad jezioro (Lake Janus) dotarłem o 17:00 (8 godzin i 40 minut). Podczas wędrówki spotkałem kilka interesujących osób i wdałem się z nimi w krótkie pogawędki. Wszyscy true hikers, wszyscy szli od granicy meksykańskiej. Najsympatyczniejsza była para (Rick z Washington DC a Danielle z Texas), która poznała się na PCT. On szuka zapomnienia po ubiegłorocznej śmierci umiłowanej żony a ona znudzona życiem dziewczyna z Teksasu. Nie są parą a tylko partnerami idącymi czasem razem. Jest takich oni mnóstwo. Właśnie Danielle poleciła mi Tahoe Rim Trail. Ostatnim dzisiaj spotkanym był samotny wędrowca, który od kilku miesięcy robi 25-30 mil dziennie. Wstaje o 6:00 i idzie przeciętnie przez 12 godzin dziennie. Ma nadzieję, że dotrwa do końca bo już ma tego dosyć. To jego drugi długodystansowy trek po AT. Prosiłem o porównanie mówiąc, że moja koleżanka wskazała na AT. Zadał mi kilka pytań i powiedział - „zapomnij o AT, to nie dla ciebie. Ja też uważam czas spędzony tam za stracony”. Zależy co kto lubi. Kiedy doszedłem do jeziora przywitał mnie starszy pan i powiedział, że mogę rozbić się na sąsiadujących z jego polach namiotowych. Skorzystałem z propozycji bo było to blisko trasy. Mój nowy towarzysz na początku był bardzo rozmowny ale kiedy zająłem się swoimi sprawami schował się do namiotu (identyczny jak mój). Zostawiłem plecak i poszedłem do strumienia po wodę (1/3 mili). Wcześniej podszedłem do jeziora i w związku z tym co zobaczyłem postanowiłem skorzystać z wody, z potoku górskiego. Jestem już w strefie gdzie dochodzą jednodniowi turyści. Chodzą z psami, dziećmi i robią często wołające o pomstę do nieba rzeczy. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich. 











































2020/08/25 (Wtorek).

Lake Janus - Stevens Pass.

9.5 mili (15.3 km), (+)2,400 stóp (731 m), (-) 2,450 stóp (747 m).

   Ostatni łatwy i krótki dzień. Mając czas wdałem się w dłuższą rozmowę z moim sąsiadem. Ma 69 lat i w ubiegłym roku rozpoczął PCT. Ze względu na pogodę zakończył na Stevens Pass. Planował zakończyć w tym roku ale przestraszył się wirusa i pozostał w domu. Przytył i zakończenie odłożył na przyszły rok. Zaczął dopiero teraz wychodzić z domu i ostro pracuje nad wagą i kondycją. W połowie października planuje wyjazd do Arizony aby przejść 800-milowy Arizona Trail. Przyznam, że podoba mi się jego pomysł i w najbliższym czasie obiecuję sobie zapoznać się z nim.

Jak widać po cyferkach na górze dzisiejszy trek nie należało ciężkich. Odcinek krótki i bez większych przewyższeń. Szło mi się szybko i łatwo. Minąłem si ez kilkoma grupami dziennych wędrowców. Część z nich na mój widok uciekała ze ścieżki zakrywając twarze czym popadnie. Nie komentowałem i szedłem przed siebie. Na początek dnia było łagodne podejście a po przejściu przez przesmyk ścieżka zaczęło łagodnie schodzić w dół by na 1-2 mile przed Steven Pass leciutko podnosić się w górę. Będąc na przesmyku byłem w stanie dodzwonić się do Iwony i powiedzieć, że zakończę trek o 3 godziny wcześniej.

W oczekiwaniu na rodzinę wdałem się w rozmowę z kolejnym, młodym długodystansowcem. Na koniec obdarowałem go tym co mi pozostało a po przyjeździe Iwony dostał dodatkowo kanapkę z boczkiem, pomidory, pomarańcze i zdecydował się wziąć (tylko) jedno piwo. Powiedział, że więcej nie uniesie.


Czy jestem zadowolony??? Oczywiście, że tak. Mimo że nie zawsze sceneria mi odpowiadała to i tak według moich standardów była ona o wiele ciekawsza niż  w innych miejscach na ziemi , w których chodziłem.




















No comments:

Post a Comment